piątek, 8 marca 2013

Monodramy w Ogrodzie Rozkoszy

"Lewatywa" P.Ulatowski/ Ogród Rozkoszy Ziemskich/ 2 marca 2013

 Plujcie sobie w brodę jeśli noga Wasza nie postała jeszcze w ogrodzie. Przepyszne miejsce, niesamowity klimat, jak i sceneria (boczne wejście kina Neptun na Długiej). Stąd zaskakuje tym bardziej  jakże diabelnie nieadekwatny do miejsca program, przynajmniej w kwestii teatru.
Klatka schodowa pogrążona w chmurze tytoniu, w środku zaś przestrzeń zakropiona zapachem wina i tłumem nieprzypadkowych osób – czynniki implikujące wydawałoby się prawdziwą dionizyjską, jak na teatr przystało, aurę. A jednak… nie.

Pierwszym bohaterem ubiegłego wieczoru (2 marca 2013), którego przyszło mi ujrzeć na scenie byłże pan całkiem rozpromieniony, acz wiekowej postury, w autorskim monodramie „Lewatywa”. Niestety wielokrotnie wypowiadane nazwisko Debussy’ego ani trochę nie zdołało wciągnąć spektaklu na przyzwoity choć poziom. Kwestie ordynarno-wulgarne, ależ tak, jak najbardziej panie Piotrze Ulatowski, ale po cóż i w jakim celu? Czy tylko aby ekshibicjonistycznie przeglądać się przy świadkach w lustrze, jęcząc o własnym bycie, niebycie… odbycie? Nawet kabaretowa forma, byłoby tu wyrażeniem znacznie zniekształcającym to co, rzeczywiście zastałam. Choć wszyscy rozbawieni chichotali w najlepsze, nie licząc jednostek ponuro zaglądających na dno kufla, naprawdę czegoś tak smutnego dawno nie przyszło mi widzieć. Dziwi publiczność, dziwią reakcje, czyż Wy nie widzicie, że krzywdę czynicie temu starszemu panu?

Po przerwie jednak wróciły nadzieje. Na scenę żwawym, a dynamicznym krokiem wbiegł chłopak legitymując się zwycięstwem w konkursie recytatorskim. Zapach potu, abstrahując od kwestii gustu, sprawił, że prawie można było uwierzyć. Realizacja jednak fragmentów Dziadów bez rzetelnego warsztatowego przygotowania, już przed rozpoczęciem jawiła się jako wątpliwa. I taką pozostała. Nagle cofnęłam się o 5 lat wstecz, w czasy liceum – w czasy gdzie każdy wiersz wybitnego polskiego poety był recytującemu oceniany na piątkę. A w monodramie Pawła Ceynowy sporo napięcia, wybuchów, gwałtownych reakcji, darcia listu, plus próba uderzenia w publiczność stołkiem – pewnie dostał i szóstkę. Brakuje tu jednak konsekwencji. A w bohaterze widać pękniętą i rozdwajającą się postać: Konrada pogrążonego w głuchym szaleństwie, który zamiast prawdy stosuje aktorskie triczki oraz chłopaka absolutnie dystansowego względem własnej roli. Właściwie ciśnie się aż na usta by powiedzieć – zakłopotanego, tym, co sam widzi, że wyczynia. To mnie ujęło. Ta niepisana, ukryta i podświadoma „rola”.

I w tym momencie uznałam, że dość. Jak na dzisiejszy wieczór wystarczy. Ażeby jednak optymistycznie zakończyć dodam, że chwalić powinniśmy miejsce, gdzie sił swych każdy może spróbować. Brak mi w tym cholernym mieście wydarzeń, gdzie coś jest szczerze improwizowane, gdzie coś jest od ludzi i dla ludzi. I takim miejscem bez wątpienia jest Ogród Rozkoszy, który mimo teatralnych potknięć, szczerze polecam i rekomenduję.


4 komentarze:

  1. Bardzo mi miło ,że raczyła Pani poświecić trochę czasu wiekowemu i stojącemu nad grobem panu i napisać tych kilka błyskotliwych zdań na temat jego czyli mojego monodramu pt. "Lewatywa ".Czekałem na jakąś interesującą, szczerą i odważną recenzję i ...doczekałem się.Ostre Pani słowa przyjmuję niczym mocne uderzenia mieczem szalonego rycerza na mą tarczę...Natarła Pani na mnie niczym płonąca chęcią zemsty Amazonka ...Mój Boże impulsywność to chyba domena młodości a Pani wydaje mi się być przed 50 -tką...czyli strzelam ; Pani ma 20 lat ! Pyta mnie Pani w jakim celu kwestie ordynarno - wulgarne ? Ano miła Pani - po pierwsze co Pani rozumie poprzez te pojęcia ...? Bo są one tożsame [ proszę zajrzeć do słownika ], jeżeli mówimy na przykład ,że coś jest " do dupy " to chcemy nadać mocnego wyrazu, coś podkreślić, zaakcentować tak ,jak dysonans w muzyce ... i do tego ma prawo scenarzysta i aktor na scenie, gdyż teatr ma poruszać, ma prowokować do myślenia ! I tu trochę martwię się o Pani nastawienie...do teatru. Nasze czasy wymagają innych środków wyrazu.Przecież właśnie w teatrze od zarania jego dziejów jest obecny bardzo mocno element szokowania i ekshibicjonizmu [ zresztą nie sprecyzowała Pani w jakim znaczeniu używa Pani słowa - ekshibicjonizm ...??? ] . Powinna Pani uważać na przyszłość z tym słowem, gdyż jest podstępne....! [ znów odsyłam do słownika wyrazów obcych ]
    Natomiast milo mi ,że spostrzegła Pani świetną reakcję zdecydowanie większej części publiczności, natomiast ci , którzy zaglądali - jak to raczyła Pani określić- na dno kufla może po prostu za dużo wypili albo może im się nie spodobało i mieli do tego prawo ! Ja pragnę aby " Lewatywa " nieco bulwersowała, drażniła, zadziwiała ale i też uwodziła, a że Panią nie uwiodła to nie mam do Pani o to żalu.
    I jeszcze na koniec - ponieważ Pani to kilka razy podkreśliła - udział w Nocy Monodramów nie miał limitu wiekowego natomiast mogę Panią zapewnić ,że i Pani kiedyś będzie należała do grupy 50 - siąt plus czego Pani życzę.

    z poszanowaniem i serdecznością - piotr jan ulatowski

    OdpowiedzUsuń
  2. O, rany! Już chcę zobaczyć, usłyszeć... USTOSUNKOWAĆ SIĘ !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Piotrze, dziękuję za tą jakże wyczerpującą odpowiedź. Nie ukrywam swojego zaskoczenia, acz bardzo odpowiada mi, że podejmujemy dialog. Otóż istotnie, jak dobrze Pan wskazał, nasze czasy to również w kwestii teatru przejście do ciężkiej artylerii - im mocniejsze wrażenia tym lepiej, im więcej szoku i kontrowersji tym wydawałoby się widz bardziej uradowany. Ale co to za widz, jaki jest jego odbiór jeżeli odbywa się jedynie na poziomie szokowania, niczym w cyrku? Co to za widz który używa teatru w miejsce innej używki? To nie jest dobra droga według mnie. Dlatego wszelkie takie działania krytykuje w sposób równie adekwatny do środków użytych w spektaklu. Taki teatr niczemu nie służy, jak jedynie zaspokojaniu widzom swych podłych potrzeb. Stąd przyczepiłam się i do Pana, bo poza elementami, którymi pan operuje wybitnie (kontrowersje) niestety na tym według mnie się kończy. Tu problem bohatera był zarysowany w tak banalny i tendencyjny sposób, nie było żadnej refleksji, zaskoczenia w kwestii nazwijmy to merytorycznej. Ja po prostu jestem zdania, że w parze z taka kontrowersją musi iść uzasadnienie, tj. zbicie widza z pantałyku. Pokazanie mu, że czegoś nie zauważył, cos przeoczył i wtedy rodzi się istotne zdziwnienie. Jakaś refleksja, czy inspiracja, coś więcej, z czym można wychodząc przejść się chwilę na ulicy lub przemienić to w cos innego. Tu tego nie było.
    A jeśli idzie o sam ekshibicjonizm uważam, że równowaga między prawdziwym życiem a odgrywaniem historii została zachwiana. Czy to spektakl, czy tekst literacki, cokolwiek wydaje mi się, wymagane jest tu dawkowanie. A przedawkowanie zwę właśnie ekshibicjonizmem, który jest wyrwanym z kontekstu obrazem nieprzystosowanym do grania na scenie.
    Mam nadzieję, że moje zdanie Pana nie obraża. Fakt, jestem "amazonką" i szargam mieczem diabelnie, ale nie bezcelowo, nie bez przyczyny. Co więcej, wydaje mi się, że bardziej wartościowe są dyskusje i zdania odmienne, wręcz kontrastowe niż: "Haha, ale żem się ubawił". Dziękuję serdecznie za obszerny komentarz. ;)

    z wyrazami szacunku

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak się odniosę do słów Pana Piotra (nie wiem, czy Pan to czyta, dlatego w trzeciej osobie...)

    też widziałam "Lewatywę"... trzeba powiedzieć, że na początku zapowiadało się świetnie. Karykaturalny poranek, pobudka na łóżku szpitalnym, miś i radio... naprawdę: Można było spodziewać się czegoś naprawdę mocnego, co przyniesie jakąś refleksję i nie będzie oklepanym twierdzeniem, że po pięćdziesiątce to już człowiek nie taki, zdrowie nie to, a chciałoby się być młodym i przydałaby się witalność we wszystkich organach. Niestety trzeba jednak przyznać, że pointa była miałka, a środek... cóż: budził niesmak i miał wrażenie powtórki czegoś, co już się widziało.

    Wiadomo - trudno stworzyć dziś coś zaskakującego. Trzeba jednak przyznać, że dzięki temu, iż warsztatowo było nieźle (jak na moje oko laika) i początek zaciekawił, można było spodziewać się czegoś naprawdę "wow"... dlatego pewnie jest trochę goryczy w tym, że nie można było tego odnaleźć w "Lewatywie". Na pewno jeszcze uda się stworzyć jeszcze nie jedną sztukę, w której będzie bardziej przemyślane szokowanie, a widzom, bez względu na wiek, uda się odnaleźć w niej sens dla siebie. Chyba najlepsze są właśnie takie formy, które nie są kierowane do konkretnych grup wiekowych, tylko dają trochę smaku każdemu.

    to takie moje zdanie...

    Uszanowanie!

    OdpowiedzUsuń