poniedziałek, 18 marca 2013

Punkowa komedia slapstickowa

toy dolls/16.03.13/ ucho

Co prawda samochody na ulicach nie zanosiły się dymem, funkcjonariusze do roboty mieli tyle, co mieszanie własnej kawy, a ambulans pojawił się w istocie tylko jeden.  Nie da się jednak zaprzeczyć że w ubiegłą sobotę Gdynia stała się centrum punkrockowej zawiei i ceremonii.

Obłędne toydollsowe okulary na nosach wielu to znak rozpoznawczy. Klimat w środku iście szaleńczy - dominowały wszelkie akty i wybryki w charakterze kuriozum. Francuskie pocałunki tej samej płci raczej nie przywodziły na myśl zlinczowanej piekarni Pellowskiego. Z kolei niepełnosprawny adorator polskiej wódki ani myślał uciekać z samego oka cyklonu, tj. spod sceny. A śmiał wręcz jeszcze zapraszać na swe kolana.  Zaś konfetti lejące się z niebios oraz dmuchany szampan to chyba już stałe elementy punkrockowego cyrko-teatru. Aż dziw, że nie pojawili się eksperci od zabaw z ogniem – Burnt out Punks. 

Na rozgrzewkę zagrała Sexbomba. Mimo mojego olbrzymiego sceptycyzmu względem tej kapeli nie da się ukryć, że potrafią nawiązać dialog z publicznością. Takie rzeczy się ceni. Z kolei oblewanie gryfu browarem chyba dość kosztowne i ziejące pozerskim triczkiem. Wybaczcie.

Po prostu to z kolei jedno z zaskoczeń ubiegłego wieczoru spowodowane chyba nieobecnością jednej z gitar. Czegoś brakło. A złota, kultowo-wieśniacka marynarka Szczepana nie zdołała owej luki zapełnić.


Samo Toy Dolls to przede wszystkim wysuwający się na pierwszy plan kunszt muzyczny. Zawsze punkowe legendy utrwalają swój obraz za pośrednictwem plakatów i okładek płyt. Potem w zdziwieniu obserwujemy wkraczających na scenę wiekowych dziadków, z piwnymi brzuchami i łysiejącą głową. Toy dolls w tej kwestii to wciąż wydawałoby się tryskający energią młodzieniaszkowie. Ich wiekowość zdradza jedynie nieco obniżony głos Olgi. Styl praktycznie jednak pozostaje niezmienny, mimo rotacji muzyków w zespole. The toy dolls to w pewnym sensie punkowa komedia slapstickowa w dziejach muzyki. To niemal, ale ironiczni Flip i Flap zabawiąjący się w muzyczne psikusy (tocatta). Na tym lakonicznym opisie muszę poprzestać. Skutki punkowego święta pozostają w moim organiźmie do dziś. Do mojego mózgu momentami nie dopływa tlen - to tak nawiasem, w ramach Światowego Dnia Mózgu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz