Złożyło
się jednak tak, że jako gdańszczanka z zamiłowania i z urodzenia. Z pasji i z
czystej zajawy pokazania, że Gdańsk sam gada do siebie, a nikt tego nie widzi,
koniec końców wyrzuciło mnie w miasto zupełnie mi obce. Od października
mieszkam w Warszawie. A może nie w Warszawie, bo na… Bródnie. Siłą rzeczy
„dzienniki gdańskie” w tym wypadku wydawały mi się potrzebować jakby nowej
obróbki. Pomysły były różne. Decyzji nie było żadnej. Koniec końców powstały na
moim pulpicie „Tajne Dzienniki W.”. Właśnie kończę stronę 28.
![]() |
obrazek zagadka |
To
zupełnie, co innego. I tego widzieć nie będziecie, a na pewno nie tu. Siłą
rzeczy jednak, sunąc flanersko o 6 rano, w poimprezowym szumie, przez nasza piękną
stolicę, zaczęły mnie atakować refleksje. Zaraz po nich historie. Jedna za
drugą. Jak ostrzał z karabinu maszynowego z obrotową lufą. Bo Warszawa wreszcie ukazała mi się „prawdziwa”. Choć to kolejna zabawna
historia, bo co to u licha znaczy? Haha, hihi, no nie?
Wczoraj
Kaju powiedział mi o Filipie Springerze. Obejrzałam jego bródnowskie zdjęcia.
Jego ujęcie pluszowych szlafroków, wiszących w pastelowych barwach na
bródnowskim targowisku, pośród półrocznej chlapy, przejęło mnie do cna.
Blokowiska jako dialog miejskości z wiejskością. Bródno jako abstrakcyjne
kuriozum. Bródno, jak wiersze Grochowiaka złączone z pijackim bełkotem i ulicznym błociszczem, które brzydko wyłazi, bo jak słoma. Bródno,
popeerelowskie klasyczne zabudowania w ujęciu nieklasycznym. No kurwa umarłam!
Bloki są super.
A
zatem, jak możecie się domyślić zastosuję swoisty paradoks. Nie będę się w
niczym ograniczać. Niech to będzie cholera, jakie jest. Nie znaczy to też, że Gdańsk całkowicie odpuszczam. Nigdy w życiu.
Jestem tu częściej niż Wam się wydaje. Obserwuje wszystko, co się dzieje. A gdy
trzeba mam swoje protezy, w postaci zajebistych ludzi, którzy niejednokrotnie
skłonni są pomóc ogarnąć jakiś materiał, czy coś mi podrzucić. Być może za 2
lata poniesie mnie znów gdzieś dalej. A to prawdopodobne. Nie zmienię z tego
powodu nazwy. Tajne Dzienniki Gdańskie są wciąż Gdańskie. I czy będą w Warszawie,
w Berlinie, w Dubaju (a były, he), czy w Kuala Lumpur, trochę oleję te
antropologiczne podejście. I trochę poszukam tego, co żem znalazła i tu, nad
morzem. Wyślę Wam zdjęcia muszelek. Zbiorę zamówienia na regionalny alkohol. I będzie fajnie.
To
takie łatwe raz na zawsze się elegancko określić. Powiedzieć – tu się kończę, a
tu się zaczynam. Jak się okazuje jednak, żeby iść dalej trzeba zacząć na nowo.
Gdzie indziej. Inaczej. Tam. Wtedy być może, będzie można w końcu wrócić do domu, elo.
![]() |
Filip Springer/ Pastelozowe* inspiracje na warszawskim Bródnie |
Pasteloza – Podobno najgroźniejsze trucizny powstają w trakcie opracowywania leków. Tak było i tym razem. Próbowano wynaleźć lekarstwo na szarość. Pomyślano, że jak się ją zamaluje, to będzie lepiej. Tak rozwinęła się pasteloza.
obrazek zagadka * - ujęcie z mojej nowej ulicy, ha - Pelcowizna i Diamond Club :**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz