poniedziałek, 28 lipca 2014

Rzecz o Ortskrankenkasse

Miał Gdańsk szansę już nie raz stać się Disneylandem. Już nie raz jego ciemne cegiełki i fasady kamienic, niemal dziergane cukrem, mogły raz na zawsze uczynić z niego rezerwat. Rezerwat jeszcze bardziej dziki, niż dzikich zwierząt, bo rezerwat historyczny, jeśli Państwo pozwolą. Pewnie jeszcze wyżej moglibyśmy wtedy podnosić głowę słysząc pytanie z kategorii #skadjestes. Jeszcze bardziej ten lukrowany gust gdański mógł nam wyłechtać ego, jak Mick Jagger jakąś groupie językiem.

Tymczasem mamy tu kawałek Londynu. Wizzair lada dzień ogłosi bankructwo, bo karuzelowe serce Anglii już nasze. A kij tam w geografię! Ta nielicha mozaika narodów i państwowości zaklęta w architekturze stwarza jakiś tam, w sumie, problem...ajć. No, kim jesteś, ty, który to czytasz?

***

Kiedy kończysz lat 18 nie mów mi, że ci w głowie matura. Kiedy kończysz lat 18 czujesz zaraz za progiem tę wyczekaną hulaszczość. Ku spokoju macierzy spoglądasz od czasu do czasu na datę bitwy pod Grunwaldem, by resztą czasu przytulić nieco papierków w gastro. Zanim jednak gastro cię wchłonie, zanim mocno przyciągnie do tłustej swej piersi, odwiedzisz w Gdańsku wyjątkowo szpetny budynek. Postoisz nieco poniżony, trzymając w ręku przecież nie brylanty zakamuflowane w probówce. A to wszystko w tym miejscu. W miejscu przed wojną zwanym Ortskrankenkasse.

źródło: ibedeker.pl


 Trudno byś od razu szukał literek na temat ceglanego ekspresjonizmu, czy pierwszych zastosowań żelbetu w Gdańsku, jednakże 3 dni w zupełności wystarczą. Wystarczą byś zweryfikował łajdaku swą gdańskość w nieopuszczonej jeszcze Kasie Chorych.      

***

Na początku wszystko wyda się zgoła normalne. Tłumnie przybywający emeryci nie zrobią ci wielkiej różnicy. Spróchniałe drzwi, dwa razy cięższe od słonia, równie wydadzą się nieobecne. Ewentualnie nieprzyjemny okaże się przewiew w toalecie. Jednak nigdy byś nie pomyślał, że to z tego powodu w budynku tak mało jest klamek. Że wszystkie, jak stare zęby wypadły, żyjąc sobie po trochu własnym życiem. Nie będziesz też czytał na bocznych klatkach gówniarskich gryzmołów, bo szkoda przecież czasu.


Napewno też kroków nie skierujesz w stronę piwnicy – taki pomysł nie cechowałby się żadną istotną celowością. Zdziwisz się dopiero, jak wjedziesz na 6 piętro. Ale i tak pewnie później o tym zapomnisz.

***

A więc wiedz, że to obrzydliwe łoterstwo powstało w roku 1927. Zmajstrował je Adolf. Adolf Bielefeldt. Tak to już było wtedy w dwudziestoleciu, że w Gdańsku wszystko miało bić jednostajnie w ten sam charakter. W charakter złożony ze starej cegły średniowiecza i ostrych łuków, łuczyków, tak żeby Danzig był obrazkiem dla oka miłym i jednorodnym. Porządek musi być. Nawet wieżowce chcieli budować z cegły i hulać miały zamiast wiatru patosem. Pieprzony gotyk i pieprzone mieszczaństwo. Winni żyć w miastach z tekturki. 
Empire State Buidling po gdańsku, proj. Albert Carsten

No ale, coś tam się rypło. To znaczy czasy się zmieniły. Po prostu. Niemcy po I wojnie to obraz chyba bardziej mroczny niż kiedykolwiek. I te ich zaniepokojone nastroje rzecz oczywista, histerie, kulawi żołnierze, ironizujący dadaizm, inflacja (grunt wprost najpiękniejszy dla wzrastającego faszyzmu) i masowy tupot obscasów odcisnęły się nie tyle w filmie, tańcu i muzyce, co w budynkach i budyneczkach. Ekspresjonizm cicho marzył o swoim koszmarze. Ekspresjonizm pragnął Adolfa Hitlera. Wreszcie: pragnął zagłady.


Gabinet dr Caligari, reż. R. Wiene

Zatem jeśli wjedziesz na 6 piętro nie spotkasz żadnego gdańskiego lukru. Ciemne cegiełki okażą się jedynie wątłą przykrywką. Ortskrankenkasse chciałoby ci synu nabawić więcej niż klaustrofobii...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz