Ponoć przeciętny
dorosły człowiek posiada około 10 000 kubków smakowych. Po nocy z filmami
tak fenomenalnego reżysera, jakim jest Quentin Tarantino, organizowanej przez
Enemef z przykrością muszę zawiadomić, że jest inaczej.
Oto
dowody, natury logiczno-antropologicznej w tej sprawie:
Django, jako kolejny film Tarantino
utrzymany w konwencji nostalgicznego, ironizującego kiczu to nie rozbełtane
jednolite ciasto, które w każdym swoim ułamku smakuje tak samo. Oczywiście w
jego składzie przeważa owa masa, bo bez niej wszelki rodzyn, orzech czy
kandyzowany owoc siłą rzeczy i grawitacji nie miałby po prostu racji bytu.
Ale co robi z owym fantem publiczność na nocnym maratonie
filmów Tarantino? Otóż porzuca wszelki widelec, czy łyżeczkę, a ciasto zapamiętale rwie gołymi łapskami. Przypalone brzegi wypieku i celowo zakalcowate
fragmenty, lądują w mgnieniu oka w wygłodniałych żołądkach, a wszelki
kandyzowany owoc i wyszukanego gatunku rodzyn niezauważony ginie w czeluściach
ubłoconych butów i parasoli. By potem obsługa kina z całym towarzystwem kapsli
i popcornu wrzuciła wszystko w śmietnik.
Dziękuję redakcji Oblicza Kultury za załatwienie wejściówek. Inaczej szlak, by mnie trafił, że położyłam w tym widowisku pieniądze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz