wtorek, 23 kwietnia 2013

Gdanski Baudelaire: Meszek Lożdżer





POSTSCRIPTUM  - Meszek Lożdżer

zakochani staruszkowie
czule pielęgnują
ostatnie chwile życia

na parkowej ławce
z namaszczeniem iskają swoje głowy
drążącymi palcami
spomiędzy przerzedzonych siwych włosów
wyciągają przeźroczyste larwy
i rozgryzłszy je samotną górną trójką
cierpliwie sączą białkowy fluid
spomiędzy martwych czułków

nigdzie się nie śpieszą

wtem dziadzio
w finalnym atawistycznym wybuchu
rzuca się w małpi taniec
wkoło ławki

łabędzi śpiew fallusa

babcia przyklaskuje z entuzjazmem
i tylko wnusio
w młodzieńczej ignorancji
mówi z wyrzutem


oplułeś mnie dziadziu
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Kontrowersja? W stu procentach. Brzydota? Ależ oczywiście. Profanacja? W parze z uczuciem gęsiej skórki. Dekadencja? Ze smakiem. Wulgarność? No kurwa!
 Tak najprościej w odniesieniu do klasycznego już Charles’a Bauldeire’a można określić twórczość, przedstawiającego się jako antypoeta, Meszka Lożdżera z Gdańska. Na ogół w tego typu przypadkach twórcy nie mogą się pochwalić szerszą znajomością języka polskiego. Tutaj „atawizmy” i „fluidy” nie chwalą się, a profanują i dewaluują – przybrawszy napuchniętą pozę – wydumane i minione lekcje języka polskiego. Taki prostszy chichot w kierunku Słowackiego, po gombrowiczowsku. Jednak ta poezja to nie pazur zbuntowanego licealisty, który w awersji wdycha nikotynę i skalpuje drewniane ławki. To pośród rozpychającego się ramionami kultu młodości ponury głos „wieszczący” predestynowaną nam od dawien dawna zgniliznę…



Odczyt wierszy Meszka Lożdżera - 2 maja 13' - MAJÓWKA w Willi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz